W tym roku mija 30 lat programu Erasmus. W związku z tym w dzisiejszej edycji „W 80 blogów dookoła świata” piszemy wspólnie o naszych doświadczeniach z wymian zagranicznych. Choć Erasmus kojarzy się głównie z Europą, a ja w ramach programu trafiłam do Niemiec, zamieszczenie wspomnień z niego na blogu o języku kirgiskim jest w pełni uzasadnione.
Ale od początku. O Erasmusie lub innej wymianie studenckiej marzyłam jeszcze w liceum. Nawet gdy nie wiedziałam jeszcze, na jakie studia chcę iść, byłam pewna, że musi się na nich znaleźć miejsce na to doświadczenie. Gdy już studiowałam i wiedziałam, z jakimi uczelniami współpracuje mój wydział, najbardziej ciągnęło mnie do Irlandii i złożyłam dokumenty właśnie z myślą o Zielonej Wyspie. Stało się jednak inaczej – zostałam skierowana do Niemiec, a dokładnie do Kilonii, nadmorskiego miasta niedaleko od granicy z Danią. Takie miejsce również wydawało mi się atrakcyjne, więc rozczarowanie nie trwało długo.
Nie będę się rozwodzić nad dobrodziejstwami takiego programu ani nad jego wadami – bo takowe też miał. Byłby to już materiał na całkiem inną opowieść. Chcę przede wszystkim podkreślić, jak ten pobyt wpłynął na moje obecne zainteresowania, czyli najpierw Kirgistan i język kirgiski, a potem cały obszar turkojęzyczny.
Pierwszym czynnikiem, którego znaczenie odczuwam i doceniam do tej pory, była intensywna nauka… rosyjskiego. Można by pomyśleć, że do Niemiec powinno się jechać przede wszystkim z myślą o niemieckim, ale to właśnie w rosyjskim zrobiłam tam największe postępy. Zawdzięczam to zajęciom przeznaczonym właściwie dla slawistyki, ale otwartym dla wszystkich studentów, z których udało mi się skorzystać właściwie poza głównym nurtem przedmiotów mojego kierunku. Wcześniej uczyłam się trochę w Polsce, ale dopiero tamten kurs popchnął moją naukę języka do przodu i dał podstawy do dalszego rozszerzania jego znajomości. Zwłaszcza, że w międzynarodowym towarzystwie nie było problemu ze znalezieniem partnerów do konwersacji. Ba, były nawet cotygodniowe spotkania dla osób chętnych do rozmów po rosyjsku na każdy temat. Dzięki temu rosyjski wrósł w moją codzienność i po powrocie do Polski również w niej pozostał. A o tym, że jest on praktycznie niezbędny do zdobywania wiedzy o większości narodów i języków turkijskich, pisałam już tutaj.
Znajomość rosyjskiego z pewnością jest pomocna, ale czynnikiem decydującym okazali się kirgiscy sąsiedzi z akademika. Jeden z nich pojawił się w połowie mojego pobytu, drugi nieco później. Jak to zwykle bywa, przy pierwszym spotkaniu pojawiały się rozmowy o tym, skąd kto pochodzi i z czego słynie jego ojczyzna. Przy tej okazji po raz pierwszy usłyszałam o Czingizie Ajtmatowie, który w tym czasie jeszcze żył. Nie zainteresowałam się jednak jego twórczością od razu, lecz jakieś dwa miesiące później, gdy go zabrakło. Zwłaszcza, że o jego śmierci było w Niemczech głośno – zmarł wszak w Norymberdze, a poza tym łączyły go z Niemcami liczne więzi. To właśnie wtedy zaczęłam poszukiwać jego utworów i dowiedziałam się, że niektóre były tłumaczone na polski. Nie chciałam jednak odkładać czytania do powrotu i zapoznałam się z niemieckimi wydaniami, dostępnymi akurat w bibliotece (a była to „Dżamila” i „Twarzą w twarz”). Tak więc, jak już kiedyś pisałam, pierwszy kontakt z kirgiską literaturą miałam po niemiecku. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że dzieła Ajtmatowa są w Niemczech łatwo dostępne nie tylko w bibliotekach, lecz także w księgarniach i że widać je też na półkach w niemieckich domach.
Do końca pobytu zdążyłam poznać jeszcze kilkoro Kirgizów, a dzięki nim też moje pierwsze zdanie po kirgisku oraz film „Skrzynia przodków”. Oczywiście, nie byli to jedyni przedstawiciele narodów turkijskich w okolicy – nie szukając daleko, w sąsiedztwie miałam też dwie Uzbeczki, a spotkania z nimi też przełożyły się na owocne wizyty w bibliotece. Po powrocie do Polski kontakty niestety osłabły, lecz zainteresowanie Kirgistanem i jego sąsiadami stale wzrastało. W krótkim czasie przeczytałam wszystkie polskie przekłady Ajtmatowa i ciągle mi było mało. A to był dopiero początek, zwłaszcza, że nie spodziewałam się wtedy, co będzie mnie łączyć z Kirgistanem już za kilka lat.
Być może Erasmus jest właśnie po to, żeby odnaleźć coś, czego się początkowo wcale nie szukało i skorzystać z możliwości, z którymi nie wiązało się wcześniej żadnych planów. Zachęcam do zapoznania się z doświadczeniami pozostałych uczestników akcji – poniżej znajdziecie linki do ich wpisów. Jeśli zaś sami piszecie blogi o podobnym charakterze i chcielibyście dołączyć do grupy, napiszcie na adres blogi.jezykowe1@gmail.com.
Chiny
Biały Mały Tajfun: Wyjazd do Chin
Francja
FRANG.pl: Studia we Francji – czy to dobry pomysł?
Demain, viens avec tes parents: Erasmus
Madou en France: Moje studia we Francji
Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim: Francja, Erasmus i ja
Hiszpania
Hiszpański na luzie: Gdzie wyjechać na Erasmusa do Hiszpanii?
Szwecja
Szwecjoblog: Czego nauczył mnie Erasmus?
Włochy
Studia, parla, ama: W 80 blogów dookoła świata – Erasmus, preludium
Różne kraje
Englishake: Gdzie na Erasmusa, jeśli znasz tylko angielski?
Specyfika Języka: Fakty i mity o Erasmusie, czyli trochę prywaty na blogu
Piękne podsumowanie – „znaleźć to, czego się wcale nie szukało i skorzystać z możliwości, z którymi nie wiązało się żadnych planów”. Bo przecież właśnie o to chodzi (nie tylko w Eramusie)- mieć oczy otwarte i korzystać z tego, co podsuwa nam życie, nawet dy jest to dla nas wielka niespodzianka. Uściski!
Dziękuję bardzo!
Dokładnie to samo zdanie mnie uderzyło – bo i ja znalazłam to, czego nie szukałam
Bardzo cieszę się z tego, jakie wpisy powstały w tej odsłonie akcji – tyle inspirujących historii!
Ciekawe, ile blogów w naszej grupie powstało pod wpływem takich wyjazdów.
Wiem, że nie będę oryginalna, ale zdanie „Być może Erasmus jest właśnie po to, żeby odnaleźć coś, czego się początkowo wcale nie szukało” jest cudne, też tak czuję!
Dziękuję
Ta opowieść to materiał na całkiem dobry film
Nawet się nie spodziewałam, że tak zaciekawi Czytelników. Chociaż najciekawsze miało się dopiero zacząć.
Wow!! To się nazywa historia! ja miałam plan wyjechać do Norwegii ale akurat w tym moim ostatnim roku uczelnia rozwiązała umowę z Norwegią że względu na brak zainteresowania. Rozczarowałam się bardzo i zaczęłam szukać innego sposobu i tym samym przegapiłam Erasmusa do Turcji! Plułam sobie w brodę cały semestr, ale później znalazłam sposób na wyjazd do Norwegii z możliwością nauki języka, więc myślę, że chyba tak właśnie musiało być. Chociaż nie ukrywam, że wciąż gdzieś tam w głębi wzdycham do Erasmusa mimo, że jestem już pewnie za stara 😀
Na pewna są jeszcze jakieś możliwości wymiany.