„Dzieciństwo” Czingiza Ajtmatowa – jak powstał polski przekład

Dzieciństwo

W zeszłym tygodniu ogłosiłam na fanpage, że w Biszkeku ukazała się książka Czingiza Ajtmatowa „Dzieciństwo” w moim przekładzie i że jest to jej pierwsze polskie wydanie. Przy tym jest to pierwsze polskie wydanie dzieła tego autora po ponaddwudziestoletniej przerwie. Dziś chcę więc napisać, jak do tego doszło.

O Czingizie Ajtmatowie pisałam na blogu nie raz i z pewnością będę pisać jeszcze – ze względu na znaczenie jego osoby i twórczości dla współczesnej kultury Kirgistanu (i Rosji), a także w związku z planowanymi na przyszły rok obchodami jego jubileuszu. W 2018 r. upłynie bowiem 90 lat od jego urodzin i 10 lat od śmierci, a UNESCO już ogłosiło ten rok Rokiem Ajtmatowa. W tej chwili na blogu znajdziecie ogólne informacje o postaci pisarza, spis jego najważniejszych dzieł (w tym dotychczasowych polskich przekładów) i informacje o przekładach niemieckich.

Właśnie w tym wymienionym jako ostatni wpisie kilka lat temu zawarłam informację o książce „Kindheit in Kirgisien”. Nie wspomniałam jednak, że już od dłuższego czasu mam ją przetłumaczoną „do szuflady” i nie tracę nadziei na wydanie, choć przy okazji innych tematów zamieszczałam powiązane z nimi cytaty.

Wszystko zaczęło się w 2008 r. podczas mojego pobytu na Erasmusie w Kilonii – o tym, w jakich okolicznościach zainteresowałam się Ajtmatowem i w ogóle Kirgistanem, również pisałam już na blogu. Napisałam wówczas, że zaczęłam czytać jego utwory początkowo w niemieckich przekładach i tym sposobem trafiłam na wspomnianą autobiografię. Dopiero później dowiedziałam się, że przez kilka lat nie tłumaczono jej na inne języki i funkcjonowała po niemiecku, który był dla niej językiem oryginalnym. Już po powrocie do Polski, przy okazji innej wizyty w Niemczech, zainteresowałam się tą książką ponownie i postanowiłam ją kupić. A potem także przetłumaczyć.

Wtedy nie myślałam jeszcze o związaniu swojej przyszłości z tłumaczeniami, ale miałam już pierwsze doświadczenia i ciągnęło mnie zwłaszcza do przekładu literatury pięknej. Zdarza się, że jakaś książka w języku obcym robi na mnie tak silne wrażenie, jakby sama wołała „przetłumacz mnie!”. Tak było właśnie z „Kindheit in Kirgisien”. Wiosną 2010 r. kończyłam studia, moim głównym zajęciem było pisanie pracy magisterskiej, a w przerwach od niej zaczęłam tłumaczyć książkę – wieczorami, po kawałku, jakby na deser. Jako że nie jest to żadne grube tomisko, wkrótce tłumaczenie było gotowe – oczywiście, brakowało korekty i ostatecznego wyjaśnienia kilku wątpliwości, ale dało się czytać.

Początkowo nie opowiadałam o tym prawie nikomu i dałam przekład do przeczytania tylko rodzicom. Wiedząc, że Czingiz Ajtmatow jest w Polsce raczej zapomniany, a żadna nowa jego książka nie ukazała się już od dawna, nie spodziewałam się, że uda się to zmienić. Skontaktowałam się jednak z kilkoma wydawnictwami, które zrobiły na mnie dobre wrażenie, jednak bezskutecznie – otrzymywałam albo odmowę, albo w ogóle żadnej odpowiedzi. Jedno z wydawnictw zapoznało się nawet z przekładem i uzasadniło odmowę mniej więcej tak: „ciekawe, ale ciężko się czyta, może dlatego, że tłumaczone z niemieckiego”…

Teraz będzie przydługa dygresja o zapomnianych autorach. Jakiś czas temu na drugim blogu poruszałam nawet ten temat, pisząc o Ajtmatowie i czterech innych turkojęzycznych pisarzach, którzy byli niegdyś wydawani w Polsce, a teraz prawie nikt ich tu nie zna. Napisałam wówczas, że najwyraźniej zostali wrzuceni do jednego worka z napisem „literatura radziecka”, której biblioteki zaczęły się pozbywać, nie zważając zbytnio na treść. Miłym zaskoczeniem było więc dla mnie to, że w Niemczech książki Ajtmatowa można znaleźć nie tylko w bibliotekach – bo widać je także w księgarniach.

Całkiem niedawno usłyszałam jeszcze jeden głos w sprawie „zapomnienia”. Tym razem z Rosji, co mnie zaskoczyło, gdyż Ajtmatow zawsze podkreślał swoją dwujęzyczność i przynależność do dwóch kultur, jego wczesne utwory otrzymały wielkie wsparcie od rosyjskiego wydawcy i w ogóle jako przedstawiciel literatury radzieckiej był tam szanowany i przez wielu czytelników traktowany jako swój. Ale do rzeczy. Otóż pewna rosyjska pisarka, będąc już mocno starszą panią, w wywiadzie dla Radia Swoboda nie pozostawiła suchej nitki na swoich kolegach po piórze, zarówno żyjących, jak i zmarłych. Wydawało się wręcz, że upaja się swoją szczerością. Dziennikarz zapytał ją, dlaczego niektórzy, będący niegdyś u szczytu sławy, stracili z czasem na popularności. Wymienił przy tym kilka nazwisk, w tym właśnie Ajtmatowa. Pisarka odpowiedziała coś w rodzaju: „przecież on pisał ciągle o Kirgizach i o wojnie, kto by teraz to czytał?!”…

No właśnie – czy Czingiz Ajtmatow pisał tylko o Kirgizach i wojnie? Myślę, że jeśli ktoś tak twierdzi, to zna zaledwie kilka wczesnych utworów. Na późniejszych etapach twórczości Ajtmatow nabierał coraz szerszego spojrzenia na świat (z przestrzenią kosmiczną włącznie), a w jednej z jego późnych powieści, „Piętnie Kasandry” (również nietłumaczonej na polski), o Kirgistanie nie ma ani słowa – ogólnoludzkie problemy zostały tam ukazane poprzez bohaterów amerykańskich i rosyjskich, a część akcji rozgrywa się na stacji kosmicznej. A co do Kirgizów i wojny – czy rzeczywiście są to tak przebrzmiałe tematy, że nie warto o nich pisać ani czytać? Wydaje mi się, że właśnie teraz powinno się czytać o wojnie – gdy większość pamiętających ją ludzi już nie żyje, a cyniczni politycy próbują ją przedstawiać wyłącznie przez pryzmat bohaterów i zwycięstw, zaś głosy przypominające o ofiarach są potępiane.

Tak samo potępiany był też Ajtmatow – jego pisanie o wojnie nie ma bowiem nic wspólnego z radziecką, a teraz rosyjską propagandą zwycięstwa. Jakże to, radziecki żołnierz – i dezerter? Jakże to, żona żołnierza – i go zdradza? Takie właśnie zarzuty, tylko ostrzej sformułowane, padały pod adresem autora i jego bohaterów ze strony partyjnych towarzyszy. On zaś przedstawiał wojnę z perspektywy zwykłych ludzi, którzy często nie mieli nic wspólnego z bohaterstwem. Mając świeżo w pamięci własne dzieciństwo, uważał to za swój obowiązek. W książce „Dzieciństwo” przytoczył nawet pewne wstrząsające zdarzenie, które utkwiło mu w pamięci na zawsze i – jak stwierdził – to właśnie ono skłoniło go po latach do pisania. Wyjaśnił także, skąd wzięły się postacie Ismaiła i Dżamili, które wzbudziły takie oburzenie „komunistycznych świętoszków”.

Oczywiście, literatura nie służy wyłącznie celom informacyjnym i każdy sam dla siebie zdecyduje, czy warto czytać Ajtmatowa, czy nie. Uważam jednak, że dla polskiego czytelnika „Dzieciństwo” może być interesujące właśnie ze względu na obraz radzieckiej Kirgizji w latach 30. i 40.: przemiany zachodzące w tradycyjnym, koczowniczym trybie życia, a potem wojna, która opustoszyła kraj. We wspomnieniach Ajtmatowa wyraźnie widać to, że wojna przynosi tragiczne skutki nawet w miejscach położonych z dala od linii frontu, gdzie pozornie nie ma bezpośredniego zagrożenia. Ponadto cały kraj był w tym czasie ogarnięty jeszcze innym rodzajem spustoszenia – stalinowskimi represjami, które zabrały autorowi ojca.

Tyle dygresja – mam nadzieję, że powody, które skłoniły mnie do przetłumaczenia tej książki, wyłożyłam wystarczająco wyraźnie. Wróćmy do tego, jak doszło do jej wydania. Kilka lat po przetłumaczeniu książką zainteresował się mój mąż i wznowiliśmy poszukiwania wydawcy, tym razem wspólnymi siłami. Znalazł się on w osobie Aleksandra Złatkina, honorowego konsula RP w Biszkeku. Dzięki pomocy Jacka Kluczkowskiego, byłego ambasadora Polski w Kazachstanie i Kirgistanie, udało nam się z nim skontaktować i zainteresować go książką. Konsul, będący zarazem właścicielem wydawnictwa, zaproponował wydanie „Dzieciństwa” w ramach niekomercyjnego projektu, co oznaczało, że bezpośrednie koszty wydania książki ponosi wydawnictwo, zaś nakład nie jest przeznaczony na sprzedaż, lecz do przekazania wybranym osobom i instytucjom.

Od pierwszego kontaktu z konsulem i wydawnictwem do chwili obecnej minęły ponad dwa lata. Mam teraz wrażenie, że z całego procesu wydawniczego samo przetłumaczenie książki było najłatwiejsze i zapewne nie ma w tym przesady. Nie chcę tu opisywać wszystkich problemów, jakie wystąpiły od wstępnych ustaleń do prezentacji książki. Powiem jedynie, że z pewnością byłoby łatwiej, gdyby autor żył, a wszystkich spraw nie trzeba było załatwiać na tak dużą odległość.

Doprowadzenie wydania książki do końca zawdzięczam nie tylko konsulowi i wydawnictwu, lecz wielu innym osobom. Podziękowania dla nich oraz zdjęcia z prezentacji znajdziecie tu.


8 komentarzy na temat “„Dzieciństwo” Czingiza Ajtmatowa – jak powstał polski przekład

  1. Gratuluję! Coś wiem na temat tłumaczeń… Też dostawałam odmowy i brak odpowiedzi. Tyle, że w przypadku autorów popularnych w Polsce (wydawnictwa słoweńskie) i odwrotnie, popularnych i czytanych w Słowenii (wydawnictwa polskie). Kilkoro słoweńskich znajomych też to potwierdziło, że naprawdę bardzo trudno jest wydać cokolwiek nieanglojęzycznego. Moim zdaniem to po prostu kolejna forma kolonializmu, rasizmu i ksenofobii. Nazywajmy rzeczy po imieniu.

    Tym bardziej chylę czoła, gratuluję i życzę dalszych sukcesów! Nie tylko w Święta.

    • Dziękuję bardzo. Nie pomyślałam wcześniej o tym w ten sposób, ale coś w tym jest. Myślałam raczej w ten sposób, że łatwiej wydać jakiś produkt nastawiony na masowego czytelnika, niż coś uchodzącego za niszowe.

  2. Prawa rynku prawami rynku, ale faktem jest, że po 1989 zostaliśmy zalani, dosłownie zalani literaturą anglojęzyczną. I tu kolejna uwaga: anglojęzyczną rozumianą jako przede wszystkim brytyjska lub amerykańska. Warto o tym pamiętać, bo przecież angielski to nie tylko Wielka Brytania i USA. Są też anglojęzyczni autorzy indyjscy, pakistańscy, z różnych krajów afrykańskich.

    Kiedyś zetknęłam się z określeniem „macdonaldyzacja” nie tylko w odniesieniu do jedzenia, ale też właśnie rynku wydawniczego. I dużo w tym prawdy, że jest to pewna forma kolonializmu, tyle, że kulturowego.

  3. Nie jest łatwo wydać książkę jak się robi to pierwszy raz. Temat jest mało komercyjny a na to patrzą wydawcy. Muszę poczytać o Ajmatowie. Ciekawe, że w Niemczech rozpoczęła się przygoda. Ja tam poznałam tylko Turków. Życzę wytrwałości !

Zostaw komentarz